Zastępca
dyrektora departamentu polityki makroekonomicznej Joanna
Bęza-Bojanowska przedstawiła w czwartek sejmowej komisji gospodarki i
rozwoju analizę ministerstwa finansów dotyczącą wpływu systemu
emerytalnego na gospodarkę i rynek pracy.
"System emerytalny
ma i może oczywiście mieć znaczenie dla długookresowych procesów
gospodarczych, jednak nie jest jego największą determinantą" -
powiedziała. Wskazała na pracę, kapitał oraz ich łączną produktywność.
Wyjaśniła, że jeśli chodzi o wkład pracy to kluczowe jest kształtowanie
się długookresowej stopy bezrobocia i podaży pracy.
"W Polsce
od lat obserwujemy spadek poziomu bezrobocia równowagi. Prognozuje się,
że stopa poziomu tzw. bezrobocia równowagi spadnie w 2021 r. do 4 proc.,
oznacza to, że rezerwy w tym obszarze wyczerpują się i Polska powinna
szukać innych czynników wspierających wzrost gospodarczy w długim
okresie" - powiedziała.
Zwróciła uwagę, że jednocześnie
niekorzystne tendencje demograficzne przyczyniają się do spadku podaży
pracy. Prognozy mówią, że do 2060 r. populacja zmniejszy się o 11 proc.,
zaś populacja w wieku produkcyjnym o 25 proc. "Szansą na ograniczenie
tych skutków jest aktywizacja zawodowa Polaków" - wyjaśniła
przedstawicielka MF. Według niej potencjał w tym zakresie jest bardzo
istotny, bowiem aktywność zawodowa Polaków w wieku produkcyjnym jest o 3
pkt niższa niż średnia w UE.
"Kształt systemu emerytalnego
może mieć znaczenie dla aktywności zawodowej, w szczególności osób
starszych, jednak doświadczenia międzynarodowe oraz Polski pokazują, że
nie jest to jedyny determinant. W wielu państwach wiek efektywny
przejścia na emeryturę przekracza wiek ustawowy. Również w Polsce
obserwujemy wzrost efektywnego wieku przejścia na emeryturę" - dodała.
Wskazała, że jedną z odpowiedzi rządu na problemy jest polityka
migracyjna i działania na zwiększenia aktywności zawodowej osób młodych.
Według MF w przypadku Polski kluczowe są jednak działania dotyczące
udziału kapitału w PKB. W Polsce jest on relatywnie mały - wynosi 2
proc. PKB, przy średniej w UE - 2,6 proc. "Działania w tym zakresie są
ukierunkowane na wzrost stopy oszczędności" - podkreśliła.
Wskazała, że rząd planuje zmiany w celu zbudowania powszechnego
trzeciego filara oszczędności emerytalnych, tworzone są nowe rozwiązania
w zakresie dodatkowych długoterminowych produktów oszczędnościowych,
uatrakcyjniana jest oferta obligacji dla inwestorów indywidualnych.
Zwróciła uwagę na realizację Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju.
Przewodniczący komisji Jerzy Meysztowicz (N) ocenił, że analiza MF jest
niespójna z decyzjami rządu dotyczącymi skrócenia wieku emerytalnego.
"Z tych danych jasno wynika, że czym dłużej Polacy będą pracować, tym
będzie lepiej" - zauważył poseł. "Mamy dylemat, jak zachęcić te osoby,
aby były aktywne zawodowo jak najdłużej" - mówił.
Janusz
Cichoń (PO) przyznał, że rzeczywiście praca nie jest jedynym czynnikiem
wzrostu gospodarczego, ale może też być potencjalnym istotnym hamulcem
dla rozwoju gospodarki. Jego zdaniem problem pojawia się już dziś, a
potęguje go obniżenie wieku emerytalnego. Poseł zauważył, że z danych
statystycznych wynika, iż obecnie w wieku 59 lat mamy w Polsce ok. 580
tys. osób.
"To są osoby, które za chwilę zejdą z rynku pracy, a
w wieku lat 18-stu mamy niespełna 400 tys. obywateli. To oznacza, że
różnica między liczbą schodzących z rynku pracy, a wchodzących na ten
rynek rocznie jest w granicach 180-250 tys. osób. O tyle nam się będzie
kurczył z roku na rok ten potencjalny zasób pracy" - mówił Cichoń. Jego
zdaniem, nawet jeśli program 500+ okaże się skuteczny, to jego efekty,
jeśli chodzi o rynek pracy, pojawią się dopiero za 20 lat.
Odnosząc się do zarzutów Meysztowicza Bęza-Bojanowska powiedziała, że
nie tyle istotny jest ustawowy wiek emerytalny, ale efektywny wiek
emerytalny. "W ostatnich 10 latach zaobserwowaliśmy - pomimo relatywnie
niewielkich zmian w wieku ustawowym - bardzo istotne zmiany w przypadku
wieku efektywnego. W przypadku kobiet to jest wydłużenie o niespełna 5
lat efektywnego wieku przejścia na emeryturę, w przypadku mężczyzn to
jest 4 lata" - powiedziała. To pokazuje, że nawet przy niższym wieku
emerytalnym jest potencjał zmian w tym zakresie.
Wiceminister
finansów Wiesław Janczyk tłumaczył, że obniżenie wieku emerytalnego było
odpowiedzią PiS na głos społeczny. Zaznaczył, że widzi szanse na
zatrzymanie ludzi na rynku pracy poprzez stawianie realnych rozwiązań i
dobrych warunków pracy, które będą w stanie zatrzymać w sposób
dobrowolny ludzi na rynku pracy. "Dane liczbowe z całego świata
pokazują, że tędy jest właśnie droga, tworzenia dobrych, dobrze
opłacanych miejsc pracy i dobrowolności, a nie przymusu w tym zakresie" -
powiedział. Według niego oczywiste jest, że będziemy mieć większe
emerytury, jak będziemy dłużej pracować, niemniej obywatele nie zgodzili
się na to, aby działo się to pod przymusem.
Z twierdzeniami
przedstawicieli resortu finansów polemizował Jeremi Mordasewicz z
Konfederacji Lewiatan (członek rady nadzorczej ZUS). Według niego teza,
że bardziej liczy się efektywny, a nie ustawowy wiek emerytalny jest
nieuprawniona - gdyby tak było, można by całkowicie znieść ustawowy wiek
emerytalny oczekując, że ludzie będą się zachowywać racjonalnie.
Mordasewicz poinformował, że po obniżeniu wieku emerytalnego zasoby
pracy w ciągu 5 lat skurczą się w Polsce nie o 600 tys., jak zakładano
wcześniej, ale o 1,2 mln osób.
Mordasewicz zwrócił uwagę na
niski wskaźnik zatrudnienia w Polsce, zwłaszcza kobiet. "Z instytucji
publicznych kobiety są zwalniane wcześniej od mężczyzn, co skutkuje
niskimi emeryturami. Podobna sytuacja jest w naszych firmach" - dodał.
O powodach odchodzenia na emeryturę zaraz po osiągnięciu wieku
emerytalnego mówiła też Wiesława Taranowska z OPZZ. Według niej
instytucje publiczne informują swoich pracowników, że z chwilą
osiągnięcia wieku emerytalnego muszą odejść z pracy.
"Jedna
koncepcja rządu jest taka, że +zostańcie i pracujcie+, a druga, jakaś
cicha, że +uciekajcie z tej roboty+" - powiedziała. Jej zdaniem ludzie
wolą niską emeryturę niż dalszą pracę, gdyż wolą mieć mały dochód - ale
pewny, niż wyższy - ale nie zagwarantowany. Wynika to z obawy o brak
stabilności prawa. Taranowska dodała, że mimo wydłużania czasu trwania
życia, skraca się czas życia w zdrowiu, dlatego emeryci nie są w stanie
pracować.
źródło:PAP
aktualizacja (RP)