Ping-pong w sprawie płacy minimalnej. Rząd nie dogadał się z powodu sporu Rafalskiej z Morawieckim

13 czerwca 2018 wróć do listy aktualności »

Premier Morawiecki ma nie godzić się na wzrost płacy minimalnej do 2250 zł brutto. Jak to się ma do Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju?
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Choć rząd powinien podjąć decyzję o wysokości płacy minimalnej na 2019 rok do końca tygodnia, wygląda na to, że na decyzję będziemy musieli poczekać. Powód? 

Ministra rodziny i pracy Elżbieta Rafalska twierdzi, że spór jej resortu z premierem i szefem resortu finansów Mateuszem Morawieckim. Obecnie płaca minimalna wynosi 2100 zł brutto. Zgodnie z ustawą musi być co roku waloryzowana. W tym roku - ze względu na prognozowaną inflację i wzrost gospodarczy - nie może więc wzrosnąć o mniej niż 116 zł i 17 groszy. Tymczasem propozycja Ministerstwa Rodziny i Pracy brzmi: 2250 zł brutto (1630 zł na rękę) i 14,70 zł za godzinę na umowie-zleceniu i dla samozatrudnionych świadczących jednoosobowo usługi na rzecz firm.

Na to ma się - jak poinformowała Rafalska - nie godzić premier: - Musimy jeszcze chwilę poczekać co do ostatecznego uzgodnienia - stwierdziła ministra. W efekcie temat płacy minimalnej spadł z porządku obrad wtorkowego posiedzenia Rady Ministrów.

Związki: "Płaca minimalna powinna wynosić 50 proc. średniego wynagrodzenia"

Zgodnie z ustawą rząd do 15 czerwca podejmuje decyzję w sprawie płacy minimalnej i proponuje ją przedstawicielom związków zawodowych i organizacji pracodawców w Radzie Dialogu Społecznego. Jeśli strony porozumieją się, w życie wchodzi ustalona przez nie stawka (nie może być niższa od tego, co ustalił rząd). Jeśli nie - rząd sam podejmuje ostateczną decyzję i wydaje rozporządzenie. Czego chcą strony w tym roku?

"Solidarność" w tym roku o płacy minimalnej wspomina niewiele. Jej propozycja to 2278 zł. Zdaniem OPZZ i FZZ to za mało. Centrale kierowane przez Jana Guza i Dorotę Gardias uważają, że płaca minimalna powinna wynosić - tak jak rekomendują europejskie instytucje rynku pracy - 50 proc. średniego wynagrodzenia, a więc 2383 zł - 1730 zł na rękę. Dziś wynosi 47,3 proc. - Pracodawcy z kolei proponują jak co roku: najniższa krajowa powinna wzrosnąć wyłącznie o ustawowe minimum, czyli 116 zł.

Weto Morawieckiego w sprawie zaledwie 30 zł jest o tyle ciekawe, że zgodnie z obietnicami zawartymi w Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju już w 2030 r. przeciętny Polak ma zarabiać tyle, ile przeciętny mieszkaniec Unii Europejskiej. Choć od publikacji planu Morawieckiego minęły już dwa z czternastu lat przeznaczonych na osiągnięcie celu, na razie wzrosty polskich płac - choć znacznie wyższe niż wcześniej - nie pozwalają na dogonienie Europy.

Jak tłumaczy Kazimierz Sedlak, właściciel firmy doradczej Sedlak & Sedlak, żeby go zrealizować, płace musiałby rosnąć o 10 proc. rocznie - i to przy założeniu zerowej inflacji. Tymczasem w 2017 roku średnia płaca wzrosła o 7,3 proc., a inflacja wyniosła 2 proc. Realnie zarabialiśmy więc dwa razy mniej, niż to konieczne, żeby doszusować np. do trzykrotnie lepiej zarabiających Niemców.

Na brak zgody pomiędzy resortami część związkowców patrzy jak na coroczną grę. Rafalska reprezentuje społeczną twarz rządu, Morawiecki - proprzedsiębiorczą i liberalną. Po wysokiej podwyżce z 2017 roku, kiedy płaca minimalna wzrosła o 150 zł, na 2018 rok zaproponowano wzrost o zaledwie 80 zł. A potem - w sierpniu - bez powodu czy nacisków związków - rząd przebił sam siebie - i dorzucił jeszcze 20 zł

źródło: DGP

aktualizacja (RP)