- Rząd zgodził się na CETA, bez konsultacji ze społeczeństwem i ignorując jego głos. PiS antagonizuje w ten sposób kolejne grupy społeczne. Daleko w ten sposób nie zajedzie – komentuje Piotr Trzaskowski z Akcji Demokracji.
A świadomość społeczna w tej sprawie jest duża. W z sondażu pracowni Instytutu Badań Rynkowych i Społecznych IBRiS d, na pytanie "Czy słyszał/a Pan/i o CETA - umowie handlowo-inwestycyjnej między Unią Europejską a Kanadą?" twierdząco odpowiedziało aż 78 proc. pytanych osób.
Tylko 21,4 proc. nie słyszało o umowie, a 0,7 proc. odpowiedziało "Nie wiem" lub "Nie mam zdania". Z badań IBRiS wynika, że 47,5 proc. Polaków jest przeciwna podpisaniu traktatu. CO trzeci z nas jednak popiera CETA. Bez zdania pozostaje prawie co piąty.
- CETA została zaakceptowana przez polski rząd bez społecznej debaty. Jednak tematu nie udało się przed społeczeństwem ukryć. Informowanie o zagrożeniach dla Polski wzięły na siebie organizacje pozarządowe i związki zawodowe. To nasz sukces. Dotarliśmy do większości społeczeństwa – dodaje Piotr Trzaskowski.
Również tymczasowe wejście w życie CETA, nim zatwierdzi ją polski Sejm, wzbudza niepokój. To kolejna kwestia, na którą przystał rząd Beaty Szydło. Na pytanie "Czy Pana/i zdaniem niektóre zapisy (CETA umowy handlowo-inwestycyjnej między Unią Europejską a Kanadą) powinny wejść tymczasowo w życie, przed wyrażeniem zgody na jej podpisanie przez Sejm?".
Przeciwników tymczasowego wdrożenia jest jeszcze więcej niż samej umowy – aż 55.4 proc.Taki tryb wejścia w życie umowy akceptuje 31,9 proc. ankietowanych. W tym przypadku jedynie 12,8 proc. respondentów nie ma zdania.
- Parcie, aby ta umowa doszła do skutku jest ogromne - podkreśla Marcin Wojtalik z Instytutu Globalnej Odpowiedzialności. - Hipotetycznie istnieje taka forma umowy z Kanadą, która byłaby korzystna dla społeczeństw, ale wymagałaby ona wielu zmian i ustępstw ze strony globalnych biznesów. A jak wiadomo to oznacza dla nich koszty - dodaje.
Porozumienie z Kanadą przez wielu ekspertów uważane jest za tylną furtkę dla amerykańskich firm w razie fiaska negocjacji TTIP. Maude Barlow, kanadyjska laureatka alternatywnego nobla i aktywistka w walce o sprawiedliwe traktaty handlowe, apelowała, by europejskie organizacje traktowały priorytetowo umowę CETA, która obecnie jest bardziej niebezpieczna niż TTIP. Wydawałoby się, że standardy kanadyjskie powinny być nam bliższe niż amerykańskie. Skąd zatem takie stanowisko?
- CETA to umowa bardzo podobna do TTIP, ale w jej przypadku negocjacje już zostały zakończone i zostało mało czasu na udaremnienie jej zawarcia. Nie uda się w niej nic zmienić. Możemy ją w całości przyjąć albo całkowicie odrzucić. Poza tym CETA może zostać wykorzystana jako furtka w razie fiaska TTIP dla amerykańskich firm, które działają na terenie Kanady w ramach spółek-córek, takich jak Monsanto Canada, Exxon Mobile Canada itd. - przekonuje w rozmowie z money.pl ekspertka od dwustronnych umów handlowych Maria Świetlik.
Jak zaznacza, mamy się czego obawiać. Aż 75 proc. koncernów górniczych ma siedziby w Kanadzie, równocześnie standardy w zakresie ochrony środowiska, praw człowieka i pracowniczych są tam niższe.
- Kanada, jaką znamy, dbająca o środowisko i przyjazna ludziom pracy, już nie istnieje, a stało się to właśnie w ciągu ostatnich 20 lat na skutek NAFTA (Północnoamerykańska Strefa Wolnego Handlu, umowa zawarta pomiędzy USA, Kanadą i Meksykiem - przyp. red.). Niestety tego typu umowy mają to do siebie, że ujednolicając regulacje, równają w dół, a nie w górę. Możemy się więc spodziewać w Europie dalszych przywilejów dla korporacji i obniżania standardów ochrony naszych praw - wyjaśnia.
Dla
przykładu w ramach umowy CETA istnieje zapis, mówiący o tym, że
państwo nie ma prawa wprowadzić regulacji ograniczających wielkość
banku. - To przecież sposób na kolejny kryzys finansowy. Tu z kolei
przepisy dotyczące rynków finansowych w Europie są znacznie bardziej
liberalne niż regulacje kanadyjskie - przypomina Świetlik.
Pod
petycją "STOP TTIP & CETA: Bronimy polskiego rolnictwa i żywności"
podpisało się w ostatnich dniach ponad 80 tysięcy nowych osób, a w
sumie prawie 100 tysięcy osób.
- Tu chodzi o miliardy dolarów, a skrupuły nie grają roli. CETA, to nie tylko pakt gospodarczy.
Dwustronne umowy handlowe tego typu, podobnie jak
amerykańsko-europejska TTIP, regulują wiele stref życia społecznego. To
bardzo konkretne narzędzie obecnej formy globalizacji, z jej zaletami i
wadami - dodaje Marcin Wojtalik z IGO.
Mimo
masowych protestów przeciwko CETA, nie brakuje też głosów poparcia.
Komisja Europejska podkreśla, że umowa z Kanadą doprowadzi do
likwidacji 99 proc. ceł między UE a Kanadą. Dzięki temu można liczyć na
korzyści rzędu 11 mld euro dla Unii oraz 8 mld dla Kanady. Nawet
polski rząd dowodzi, że zyskamy 450 milionów dolarów w ciągu 5 lat na
eksporcie.
- To dobra wiadomość dla polskiej gospodarki, bo
umowa została wynegocjowana w sposób zapewniający korzyści dla naszych
przedsiębiorców - podkreśla Konfederacja Lewiatan, która w CETA
upatruje szansę dla polskich firm i gospodarki.
Na podobnym
stanowisku stoi również Krajowa Izba Gospodarcza. Jej zdaniem CETA daje
szanse na polepszenie warunków współpracy polskich podmiotów z firmami
kanadyjskimi i rozwój eksportu. Większa obecność na rynku kanadyjskim
może także służyć do budowania pomostu dla wprowadzenia naszych towarów
na rynek USA.
Za największych beneficjentów uważa się między
innymi polską branżę chemiczną, energetyczną czy wydobywczą. Dla
największych graczy na naszym rynku CETA nie jest zagrożeniem, a wręcz
przeciwnie.
- Wyniku analizy umowy gospodarczo-handlowej - CETA - pomiędzy Unią
Europejską a Kanadą nie stwierdzono istotnych ryzyk gospodarczych dla
KGHM Polska Miedź związanych z jej ratyfikacją - przekazała money.pl
Jolanta Piątek, rzeczniczka KGHM.
Efektem umowy będzie
m.in. uproszczenie procedur eksportowych oraz wzajemne uznawanie
certyfikatów potwierdzających możliwość wprowadzenia towarów do obrotu.
Istotną korzyścią wynikającą z umowy bez wątpienia będzie większe
zainteresowanie polskim rynkiem ze strony kanadyjskich inwestorów.
Zdaniem
KIG nasi przedsiębiorcy powinni w jak największym stopniu
wykorzystywać szanse, jakie daje międzynarodowa wymiana handlowa i
przepływ inwestycji.
Handel
zagraniczny jest szczególnie ważny dla najsłabszych – gorzej
wykształconych i mniej zarabiających - przekonuje Rafał Trzeciakowski z
Forum Obywatelskiego Rozwoju. Dzięki importowi najmniej zarabiający
Polacy mogą kupić znacznie więcej. Bez handlu zagranicznego ich siła
nabywcza spadłaby w Polsce aż o 63 proc., wobec jedynie 23 proc. w
przypadku najlepiej zarabiających.
Jak przekonuje ekspert FOR,
Polski praktycznie nie dotyczą koszty związane z przenoszeniem miejsc
pracy do innych krajów, na czym mogliby tracić gorzej wykształceni
pracownicy, ponieważ to właśnie m.in. do Polski te miejsca pracy są
przenoszone.
Przeciwnicy dwustronnych umów handlowych z Kanadą
(CETA) czy USA (TTIP) przekonują taże, że wolny handel obniży ceny
żywności do poziomu przy którym polskie rolnictwo utraci
konkurencyjność.
- Obawiamy się o swoją przyszłość, bo w porównaniu z Kanadą jesteśmy bardzo słabi. Tam się zupełnie inaczej produkuje - mówił niedawno w money.pl Bronisław Baj, hodowca bydła rasy mięsnej i trzody chlewnej.
- My mamy głównie rodzinne gospodarstwa, a tam przeważają wielkie
zakłady produkcyjne. W takich warunkach trudno będzie konkurować z tak
bogatym krajem.
Zdaniem eksperta FOR, przeciwnicy CETA i TTIP
chcą tym samym, aby Polscy konsumenci nie mieli wyboru i musieli
kupować droższą polską żywność od tańszej żywności z Kanady czy USA.
Takie
stanowisko jest szczególnie wątpliwe w przypadku najbiedniejszych,
którzy na żywność wydają relatywnie dużą część swoich dochodów i na
niższych cenach żywności zyskają najwięcej - przekonuje Trzeciakowski.
Poza tym ochrona przed konkurencją nie rozwiązałaby strukturalnych
problemów samego rolnictwa.
źródło: Money.pl
aktualizacja (RP)