Długa lista wyłączeń
Zdaniem Konfederacji Lewiatan są usługi, w których nie da się prowadzić ewidencji czasu pracy wymaganej przez projekt ustawy. Zresztą sam resort pracy zrobił pierwszy krok - zaproponował, aby z ustawy wyłączyć zawody prawnicze. W środę Lewiatan opublikował swoją listę wyłączeń. Przykłady? Usługi informatyczne, cateringowe, księgowe, instalatorskie, usługi zarządców nieruchomości i osób prowadzących warsztaty samochodowe, doradztwo podatkowe, roznoszenie ulotek... To tylko część listy.
Z kolei Pracodawcy RP podnoszą: "12 zł narusza konstytucyjną zasadę równości". Płaca minimalna na umowie o pracę wynosi bowiem obecnie 1355 zł netto. Pracując 160 godzin w miesiącu na zleceniu za 12 zł brutto, otrzymamy z kolei 1471 zł.
- Protestujemy przeciwko liczeniu liczby godzin pracy na zleceniu. To nie ustawa o stawce minimalnej, ale o biurokratycznych dodatkowych obowiązkach - mówi Zbigniew Żurek z Business Centre Club. Pod wyłączeniami się nie podpisze, bo "cała ustawa jest zła".
Protestuje też sprzedaż bezpośrednia. Mirosław Luboń, szef Polskiego Stowarzyszenia Sprzedaży Bezpośredniej: - Na kasie pracuje się pod nadzorem. Jedyny kontakt sprzedawcy bezpośredniego z firmą to moment odbierania towaru. W naszym przypadku nie są spełnione kryteria stosunku pracy. Jak przeprowadzić kontrolę 200 tys. konsultantek Avonu? - pyta retorycznie Luboń.
Tyle pracodawcy. Z drugiej strony stoją związki zawodowe. "Solidarność" i OPZZ wyłączeń nie chcą. Piotr Szumlewicz. - Nie biorę ich pod uwagę. Minimum jest tak niskie, że nikt nie powinien się go bać - mówi. Jak według niego oszacować godziny pracy na zleceniu? - W ramach umów etatowych też jest taki problem. Wiele zawodów pracuje bez sztywnych godzin. Jeśli jest konflikt stron co do czasu pracy, sprawę powinna rozstrzygać Inspekcja Pracy.
Nowe prawo, nowe furtki
Długa jest też lista potencjalnych nowych problemów, które ustawa może przynieść: nie ma żadnego środka, który zapobiegłby exodusowi z umów--zleceń na gorsze - bo zupełnie nieoskładkowane - umowy o dzieło. Jest też wiele możliwości obejścia nowego prawa, choćby podawanie w ewidencji czasu pracy takiej liczby godzin, która pozwoli na płacenie pracownikowi tyle samo, ile "przed ustawą", mimo że pracuje więcej. Albo wprowadzanie dodatkowych opłat, np. za strój roboczy, w wysokości, o jaką ustawa podniesie wynagrodzenia.
Jarosław Soja, ekonomista i członek Partii Razem, jest doradcą podatkowym. W sporządzaniu ewidencji czasu pracy nie widzi żadnego problemu. Widzi słabe strony, sądzi jednak, że ustawa jest niezwykle potrzebna, bo nie można zapominać, skąd się wzięła jej potrzeba - z notorycznego łamania prawa pracy.
- Z jednej strony to kapitulacja państwa i ukłon w stronę realiów, w których prawo pracy zostało zrelatywizowane. Z drugiej - dobre narzędzie jego ucywilizowania. Żeby to zrobić, musimy czasem sięgać po dziwne rozwiązania - tłumaczy Soja. Widzi jednak zagrożenie: - Mamy już kodeks pracy, umowy cywilne, jednoosobowe firmy. Tworzenie nowych przepisów będzie tworzyło kolejne furtki do ich obchodzenia. Sposobem na patologie jest wyłącznie wzmocnienie Inspekcji Pracy.
Z kolei zdaniem dr. Jana Czarzastego ze Szkoły Głównej Handlowej ustawa jest "rozwiązaniem zastępczym i tymczasowym".
- Wdawanie się w dyskusję, które zawody powinny zostać wyłączone, jest ślepą uliczką. Lista zostanie tak poszerzona, że ustawa stanie się martwa. Mogłaby powstać tylko w toku negocjacji partnerów społecznych, inaczej stanie się zarzewiem konfliktu, co już wisi w powietrzu - mówi Czarzasty. Czy widzi możliwość dogadania się stron? - Trudno mi to sobie wyobrazić. Prawo sobie, życie sobie
Podczas gdy strony zaostrzają retorykę, właściciele firm nie wydają się szczególnie przerażeni: - Płacimy za godzinę, a nie od ulotki. 9, 10 zł na rękę - mówi Piotr Sulewski, szef agencji One Mln, która zajmuje się kolportażem ulotek. - Od sztuki płacą firmy, które dumpingują ceny. Wiemy, czy ktoś pracuje, czy nie. W wózkach są GPS-y, zatrudnionych kontrolują supervisorzy.
Elżbieta Latoszek z warszawskiej firmy sprzątającej Eclear: - Nic się nie zmieni. Już płacimy 11-12 zł na rękę.
Drogowskaz mogą stanowić też Niemcy, którzy minimalną stawkę godzinową w wysokości 8,5 euro wprowadzili rok temu. Wyłączenia? Nie było ich. - Jeśli ktoś ma problem ze zliczeniem godzin pracy zleceniobiorcy, a często korzysta z jego usług, powinien po prostu przemyśleć podpisanie umowy o pracę - ocenia Roland Feicht, szef Fundacji im. Friedricha Eberta w Polsce.
źródło: wyborcza.biz/biznes
aktualizacja (RP) 08.03.2016