Wzrost minimalnego wynagrodzenia o 80 zł do 2080 zł, a także podwyżka stawki godzinowej z 13 do 13,5 zł. To propozycja rządu Beaty Szydło dot. wzrostu płacy minimalnej w 2018 roku. Wcześniej pracodawcom i związkowcom nie udało się dojść do porozumienia. Ci drudzy straszą protestami, jeśli wzrost najniższego wynagrodzenia nie będzie bardziej okazały.
We wtorek wzrost płacy minimalnej w 2018 roku był tematem posiedzenia rządu. Na stole leżały dwie rekomendacje. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej (MRPiPS) zaproponowało, żeby płaca minimalna w 2018 roku wzrosła o 5 proc. do poziomu 2100 złotych brutto. Przy takim układzie minimalna stawka godzinowa wyniosłaby 13,7 złotych.
Z kolei Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów (KERM) zarekomendował podniesienie minimalnego wynagrodzenia do 2080 zł, czyli o 4 proc. Minimalna stawka godzinowa w tym przypadku byłaby o 20 gr niższa od propozycji resortu pracy.
I choć we wtorkowym wydaniu „Rzeczpospolitej” można było przeczytać, że Beata Szydło skłania się do powtórki scenariusza z ubiegłego roku, kiedy rządowa propozycja „przebiła” ofertę resortu pracy i minimalna płaca wzrosła o 150 zł (czyli o 8 proc.), to jednak wygrała opcja rekomendowana przez KERM.
„Obecna sytuacja ekonomiczna Polski pozwala na zrównoważone podnoszenie płacy minimalnej, adekwatnie do wzrostu gospodarczego i wzrostu produktywności pracy oraz spadku bezrobocia. Proponowany poziom minimalnego wynagrodzenia nie powinien negatywnie wpłynąć na rynek pracy” – czytamy w komunikacie po posiedzeniu Rady Ministrów.
Decyzja rządu różni się od oczekiwań pracodawców i związków zawodowych. Zresztą każda ze stron miała swój pomysł na minimalną płacę i ostatecznie pracodawcom i związkowcom nie udało się dojść do porozumienia.
O ile jeszcze organizacje pracodawców przedstawiły wspólne stanowisko (płaca minimalna w wysokości 2050 złotych, godzinowa stawka – 13,3 złotych), to związkom zawodowym nie udało się wypracować jednej propozycji. Solidarność proponowała 2160 zł, a Forum Związków Zawodowych i Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych chciało wzrostu minimalnego wynagrodzenia o 220 złotych.Argumenty za taką akurat podwyżką? Dobre wyniki polskiej gospodarki, wzrost zatrudnienia, spadek bezrobocia, rosnące zyski pracodawców – tłumaczyli swoją decyzję związkowcy z OPZZ i FZZ.
Nic więc dziwnego, że związkowcy są rozczarowani decyzją rządu. Już wcześniej zapowiadali, że jeżeli ich stanowisko nie zostanie przyjęte, jesienią może dojść do fali protestów.
W ubiegłym roku rząd zaskoczył, przebijając stawkę, co można było odczytać jako ukłon w stronę pracowników, ale teraz, możemy mówić o ukłonie w strone pracodawców. Nie zrezygnujemy z naszych starań, żeby płaca minimalna wynosiła połowę przeciętnego wynagrodzenia za pracęRyszard Grąbkowski
- Jesteśmy rozczarowani. W ubiegłym roku rząd zaskoczył, przebijając stawkę, co można było odczytać jako ukłon w stronę pracowników, ale teraz możemy mówić o ukłonie w strone pracodawców. Nie zrezygnujemy z naszych starań, żeby płaca minimalna wynosiła połowę przeciętnego wynagrodzenia za pracę – mówi nam Ryszard Grąbkowski z OPZZ i dodaje. – Sytuacja jest napięta, nie możemy wykluczyć fali protestów.
- To żaden ukłon w stronę pracodawców – odbija piłeczkę Witold Michałek, ekspert ds. makroekonomicznych pracodawców skupionych w Business Centre Club (BCC). – Rząd zorientował się, że podbijanie stawki wynagrodzenia minimalnego nie służy gospodarce, w szczególności w tych biedniejszych regionach. Kolejna duża podwyżka płacy minimalnej mogłaby spowodować, że pracownicy w tych regionach mieliby kłopot ze znalezieniem pracy – dodaje.
Tymczasem Państwowa Inspekcja Pracy (PIP) zaprezentowała wyniki kontroli wypłaty minimalnej stawki godzinowej:
Przyjęte we wtorek propozycje rządu zostaną teraz przedstawione Radzie Dialogu Społecznego. Rząd ma na to czas do 15 czerwca.
źródło: onet.biznes
aktualizacja (RP)