Nie wystarczy powiedzieć „zobaczymy”

19 maja 2025 wróć do listy informacji »

Nie sposób omawiać aktualnej sytuacji bez odniesienia się do ostatniego roku. Czy wiemy, jak zamknął się 2024 r. w zakładach mleczarskich w Polsce? Jak zmieniły się łączne przychody firm, ile z nich wykazało zysk, a ile – straty? 

Agnieszka Maliszewska, dyrektor biura Polskiej Izby Mleka i pierwszą wiceprzewodnicząca COGECA: Ze wstępnych danych, jakie ma Polska Izba Mleka, wynika, że rok 2024 zamknęliśmy zupełnie dobrze. Sygnałami, które o tym świadczyły, były grudniowe premie wypłacone dostawcom. Spółdzielnie uznały, że mogą sobie na to pozwolić. 

W 2024 r. obserwowaliśmy też wyraźną dynamikę wzrostu cen w wyniku rosnącego zapotrzebowania na produkty mleczarskie, zwłaszcza na masło. W związku z tym spieniężenie tych produktów stało na względnie przyzwoitym poziomie. Ale pojawia się tutaj kilka takich kwestii, o których warto powiedzieć.

Cały czas europejski rynek mleka się zmienia i jest dynamiczny w zakresie dostaw. Kraje, w których zakłady i spółdzielnie miały zapewnione stabilne dostawy mleka, w 2023 i 2024 r. zaczęły jasno sygnalizować spadki produkcji. W efekcie oferowano coraz wyższe ceny, a zapotrzebowanie na ten surowiec pozostało duże. 

Innymi słowy, kraje tzw. starej Unii zaczynają powoli odchodzić od produkcji mleka. Dzieje się tak z kilku powodów. Po pierwsze: trwa wymiana pokoleń i widać tendencję spadkową w liczbie rolników. Po drugie: susze występujące w wielu krajach nie pozwalają rozwijać produkcji. Po trzecie: stajemy się mniej konkurencyjni na tle innych krajów świata. Okazuje się, że produkcja koncentruje się we wschodniej części Unii Europejskiej, w tym w Polsce.

Czy taki kryzys jak ten z przełomu 2023/24 r. – oprócz problemów – może wnieść impuls do zmiany? Czy mamy takie dobre wzorce?

Ja uważam, że każdy kryzys jest szansą, żeby coś zmienić, przemyśleć i spróbować wyjść z kłopotliwej sytuacji, a po zażegnaniu kryzysu – znaleźć dla siebie szansę. Tej szansy nie znajdziemy, myśląc negatywnie i dlatego nigdy nie osiągniemy sukcesu. Ale jeżeli usiądziemy i zaczniemy zastanawiać się, jakie w tym kryzysie możemy znaleźć dla siebie szanse – to wówczas istnieje możliwość, żeby taki kryzys obrócić w sukces. Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy to przetrwają a to, co powiem, nie jest popularne. W perspektywie kolejnych 5–10 lat nasz rynek przetwórczy bardzo się skurczy. Nie mam co do tego najmniejszej wątpliwości. Dlaczego tak uważam? Ze względu na politykę UE. Jednocześnie istnieje cała gama czynników nieprzewidywalnych: kryzys wywołany wojną, decyzje o nałożeniu/cofnięciu taryf celnych… My patrzmy jednak na to, co się może wydarzyć w ciągu najbliższych lat. 

Unijna polityka jest bardzo mocno skoncentrowana na wszystkim, co wiąże się z europejskim zielonym ładem. Ten dokument okazuje się kluczowy. Nie jest on idealny, wymaga wielu zmian, wielu korekt. Cieszę się, że Komisja Europejska, choć późno, zaczęła nad tym pracować i wzięła pod uwagę Raport Mario Draghiego – jak poprawić konkurencyjność Unii Europejskiej (we wspomnianym raporcie wizja dla rolnictwa dotyczy tematu łagodzenia odciążeń dla rolników). Komisja postanowiła pójść na ustępstwa, nie zniszczyć unijnego rolnictwa zbyt dużymi obciążeniami administracyjnymi. Ale z drugiej strony różne kwestie związane z neutralnością klimatyczną i ograniczeniami stosowania pestycydów nie zostały zdjęte. Rolnictwo i unijne przetwórstwo po prostu będą musiały być coraz bardziej zrównoważone. 

Z drugiej strony to, co jest niezwykle istotne, to zachowanie sieci handlowych, dużych koncernów i banków, które zaczynają wymagać również w Polsce sprawozdań dotyczących zrównoważoności i dekarbonizacji. Jeżeli ten kierunek zostanie utrzymany, a wszystko wskazuje na to, że tak będzie, to nie mamy wyjścia – musimy się w tym odnaleźć. Nie wystarczy powiedzieć „dobra, zobaczymy”. Nie ma czasu. To tak jak z pociągiem: albo wsiądziemy do niego, albo pojedzie bez nas. Za parę lat nikt nie będzie chciał z nami rozmawiać. Usłyszymy tylko: „My twojego produktu nie weźmiemy”. W ciągu tych 10 lat doświadczymy takich sytuacji, w których spółdzielnie albo zakłady, które nie zdążyły się przystosować i nie chciały niczego zrobić, nie będą mogły sprzedawać swoich produktów. Zbankrutują i to jest ta smutna rzeczywistość, która przed nami stoi. Dzisiaj jest jeszcze czas na to, żeby zacząć się zmieniać, bo zostaną uruchomione środki unijne dla przetwórstwa.